Plakat propagandowy wiszący w jednej z placówek Lebensbornu |
Placówki Lebensborn (Źródło Życia) powstawały w Niemczech już od 1936 roku. Z założenia miały to być miejsca, w których będzie się rodziła „nowa, aryjska młodzież” oraz będące przeciwwagą dla rosnącej liczby aborcji.
Oprócz wsparcia i opieki jakie dawało brzemiennym niemieckim kobietom, organizacja ta zajmowała się selekcjonowaniem i dopasowywaniem osobników płci przeciwnych w taki sposób, aby spłodzili potomstwo możliwie najbardziej „wartościowe rasowo” według zasad hitlerowskiej eugeniki. W praktyce wyglądało to tak, że zarówno kobieta jak i mężczyzna przechodzili odpowiednie badania genetyczne, a po uznaniu, że obydwoje spłodzą równie wartościowe potomstwo – następował akt prokreacyjny „ku chwale Tysiącletniej Rzeszy”. Sam Hitler zresztą urodzenie dziecka nazywał „wygraną przez kobietę bitwą w walce o byt Niemiec”, a Niemki z Lebensbornu miały wygrywać te bitwy z jednorazowymi, nieskazitelnymi rasowo partnerami.
Placówki Lebensborn utworzone w Polsce rozszerzyły zakres swojej działalności, czy wręcz porzuciły swoje pierwotne założenia. Główny Urząd Ras i Osadnictwa postanowił odzyskać „zagubioną na wschodzie aryjską krew”. Zaczęto zatem szukać „wartościowych rasowo i możliwych do zniemczenia” dzieci w sierocińcach, zabierano je rodzicom, czy też po prostu porywano z ulicy tych „odpowiednio wyglądających”. W niektórych ośrodkach zmuszano nieletnich do uprawiania seksu z innymi „zagubionymi aryjczykami”, albo z kobietami przywiezionymi z Niemiec.
Kolejny plakat propagandowy. |
Z reguły nie porywano dzieci starszych niż 10 lat, bo według nazistów tylko do tego wieku możliwe było przenarodowienie. Młodszych kierowano do domów dziecka a starszych do internatów. Tam poddawano ich kolejnym badaniom. Jeśli ich nie przeszły – odsyłano je z powrotem, albo wysyłano do obozów koncentracyjnych. Jeśli je przeszły, zmieniano im imię i nazwisko, wstępnie „obrabiano” po czym oddawano niemieckiej rodzinie zastępczej – najczęściej bezdzietnym rodzinom SS. Nie było problemów ze znalezieniem im rodziców, bowiem atmosfera w Rzeszy bardzo sprzyjała adoptowaniu dzieci.
Indoktrynacja była na tyle skuteczna, że nie sposób ocenić skali tego zjawiska bo większość w ten sposób zrabowanych dzieci nie pamiętało już o swoim polskim pochodzeniu, czy wręcz pałało jawną niechęcią do Polaków (przykład Alojzego Twardeckiego z jego książki „Szkoła Janczarów”: „Usłyszałem z tego jedynie słowo Polak, nic więcej. Na coś takiego nie byłem przygotowany - sczerwieniałem i wrzasnąłem z wściekłością: Ja nie jestem Niemcem, ja nie jestem Niemcem, ja ... ja mam być Pollacke! Nawet nie Franzmannem tylko Pollacke! Bzdurna gadanina, idiotyzm, urojenie. Ja - Polakiem, ha ha ha!. „). Mówi się o 80 000 do nawet 200 tysięcy zrabowanych i zgermanizowanych dzieci.
Kamienica Maxa Rosenthala przy ulicy Gdańskiej 42, |
Co się tyczy Bydgoszczy – to właśnie w naszym mieście powstał pierwszy na ziemiach polskich oddział Lebensbornu. Otwarto go w roku 1940. Funkcjonował przez dwa lata, do zamknięcia w 1942 – czyli do roku, w którym aktywność Lebensbornu w pozostałej części kraju była najwyższa. Na jej użytek przeznaczono część kamienicy przy Adolf-Hitler-Strasse 42, na dzisiejszej ulicy Gdańskiej. Dysponował ośmioma pomieszczeniami. Większość z nich przeznaczona była na magazynowanie dobytku Polaków zabranego w imieniu Głównego Urzędu Powierniczego-Wschód (Haupttreuhandstelle Ost). Jedną czwartą z tego rozdysponowano w ramach rekompensaty kobietom i córkom Niemców, którzy zginęli podczas tak zwanej „krwawej niedzieli”.
Niestety nie wiadomo o żadnych zachowanych dokumentacjach z bydgoskiego oddziału Źródła Życia, dlatego ciężko ocenić skalę oraz rodzaj jej faktycznej działalności poza wspomnianą redystrybucją zrabowanego dobytku Polaków.
źródła zdjęć: od43.com ; wikimedia.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz